Tym razem chciałabym przyjąć się ostatniemu etapowi pielęgnacji, a mianowicie sprejom, w moim przypadku ułatwiającym rozczesywanie.
1. Seboradin, Lotion regenerujący z żeń-szeniem do włosów zniszczonych
Jego podstawowym zadaniem, jak obiecuje producent, jest pobudzenie włosów do wzrostu, zapobieganie ich wypadaniu oraz łamaniu. Stosowany systematycznie nawilża i odżywia.
200ml - ok 25zł
Działanie:
Używałam tego cudeńka bardzo systematycznie - codziennie po myciu, od początku sierpnia do połowy grudnia, czyli 3,5 miesiąca. Wcierałam zarówno w skórę głowy, jak i końcówki. Po upływie tego czasu nie zauważyłam zmasowanego wysypu baby-hair'ów (marzyły mi się), nie zauważyłam też zmniejszonej łamliwości, nawilżenie, blasku, miękkości itp... Z drugiej strony, moje włosy postanowiły mnie nie opuszczać, nie gubię ich pod prysznicem, na poduszce, tylko nie wiem czy kiedykolwiek miały skłonność do nadmiernego i niepokojącego wypadania.
Opakowanie:
Zwykłe, plastikowe, wygodny atomizer
Zapach:
Jak dla mnie czuć tylko czarną rzodkwię (?), która pachnie jak najzwyklejsza rzepa.
Nie oczekiwałam cudów, więc zawiedziona nie jestem. Jednak, ze względu na dość wysoką cenę i słabą wydajność (lotion wystarczał mi na ok 2, w porywach 3 tygodnie) postanowiłam, że zaryzykuję i znajdę mu swój prywatny odpowiednik.
Pech, bądź szczęście chciało, że do Natury wybrałam się w dniu, kiedy wszystkie produkty Green Pharmacy trafiły pod czerwoną metkę. Eliksir z super szprejem był wyceniony na jedyne 5zł! Nie powiem, że była to łatwa decyzja. Wiele złego się o nim naczytałam.. że wysusza, że witalności pozbawia. W ostateczności
cena wygrała z wątpliwościami...
2. Green Pharmacy, Ziołowy eliksir do włosów (wzmacniający)
Producent tego cacka obiecuje, to samo co jego poprzednik. Mają rosnąć, broń boże nie wypadać, być miękkie, sypkie, lśniące, miłe, błyszczące itd..
250ml - 8zł (cena regularna)
Działanie:
Po pierwszym zastosowaniu byłam oniemiała z zachwytu. Nie dość, że spełnił swoją najważniejszą funkcję - pomógł rozczesać moje włosy, to jeszcze sprawił, że włosy były miękkie w dotyku, delikatne... Szczęścia co nie miara. Z upływem czasu, moja czuprynka zdążyła się do niego przyzwyczaić, i przy codziennej aplikacji nie reaguje niestety już takim zachwytem.
Opakowanie:
Zwykłe, plastikowe, wygodny atomizer :)
Zapach:
Silnie ziołowy, lekko uzależniający, przypomina mi olejek pt. kadzidełka i kościelne świeczki, czyt. Amla Plus.
Czy kupię go ponownie?
Jeśli tylko moje włosy, w przeciągu zużycia całej buteleczki, nie doznają przesuszeniowego szoku o którym mowa na wizażu, na pewno TAK ! :)
sama tez probuje naklonic moje wlosy do wspolpracy! nakladam jakies maseczki, odzywki.. wszystkiego sprobowac trzeba :)
OdpowiedzUsuńŁadny blog, trzymaj tak dalej ;)
OdpowiedzUsuńChętnie wypróbowała bym Seboradi.
Dodaję do obserwatorów, ;p
No mi przy regularnym użyciu ten eliksir zrobił ładny przesusz, więc zmieszałam go z Biostyminą i stosuję jako wcierkę :) Tu już krzywdy nie robi i spisuje się bardzo dobrze :)
OdpowiedzUsuńZ tego co pamiętam krem kosztował koło 3-4 złotych. więc nie drogo. a jak go używam 2 dni to jestem zadowolona ;) Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńhttp://pustkawportfelu.blogspot.com
zapach green pharmacy mnie zaciekawił! kadzidła mówisz? ehhh trzeba wypróbować ;)
OdpowiedzUsuńpzdr
Jus
Ten seboradin kusi mnie juz od paru tygodni :)
OdpowiedzUsuńja poszukuję jakiegoś eliksiru do włosów na porost :))
OdpowiedzUsuńco powiesz na wzajemną obserwację?:)
Seboradin kiedyś miałam ale w formie ampułek i byłam zadowolona, aktualnie stosuje Radical-mgiełkę i ampułki.
OdpowiedzUsuńCo do olejowania...powiem tak, mam słomiany zapał :D
Pozdrawiam A.